Czesław Perlicki: Opowieści żeglarskie o YKP GDYNIA

Nim stałem się członkiem Yacht Klubu Polski w Gdyni, kojarzyłem ten klub żeglarski ze zgrabnym budynkiem klubowym, cenionymi żeglarzami i działaczami, ich szczególnym przywiązaniem do ceremoniałów, wyrażanych strojami klubowymi noszonych w czasie uroczystości klubowych, jak i na jachtach w odmianie pokładowej. Natomiast nasze rodzinne  rozmowy żeglarskie pozwoliły mi rozpoznawać nazwiska żeglarzy tego klubu takich jak  Andersz, Mieczysław Przewłocki, Zbigniew Milewski, kmdr Gerwel, kmdr Groch, Juliusz Sieradzki, kpt Romaszkiewicz ze swoją piękną i zadbaną „DORIS” i oczywiście historyczna postać gen. Mariusza Zaruskiego.

Wiedzę swoją o YKP-ie rozszerzyłem dzięki Wiktorowi Czapp, mojemu szwagrowi, wieloletniemu członkowi YKP w Gdyni, którego żeglarska pasja wyprowadziła na mostek kapitański. 

Bywalcy na basenie jachtowym pamiętają okazały maszt z bomem, który to bom pięknego dnia stracił łączność z utrzymującym go masztem i runął na nabrzeże. Na noku bomu siedział Witek. Przygoda zakończyła się szczęśliwie. Jego wspomnienia, pozwalają rozszerzyć moją wiedzę o  żeglarzy z lat 1945 do 1960. Są to: bosman YKP oddziału morskiego w Gdyni pan Rozwadowski mający w swym marynarskim życiorysie żeglugę na kliprach i przejście wokół Przylądka Horn, Leon Tumiłowicz, właściciel stoczni jachtowej na terenie dzisiejszego CWM ZHP,  inż. Leon Dymecki  z jego jachtem s/y „WIR”, profesor Doroszewski i jego jacht s/y„Quick Non”, Włodzimierz Siewierski ze „Skierką”,

Drugim był Zyga – mój brat, wówczas jeszcze z ksywką Panna. On to, dowodząc jachtem „Kapitan” w zwycięskich   jubileuszowych  70-tych regatach Kielerwoche, otrzymał od Zarządu YKP w Gdyni prawo podnoszenia na jachcie bandery YKP.   Banderę wręczył Zydze  ówczesny komandor  Klubu dr Tadeusz Gerwel.

Moje wyobrażenie  o elegancji YKP-owskich żeglarzy uległo zmianie w latach 60-ch po regatach Błękitnej Wstęgi Zatoki Gdańskiej, na uroczystości ich zakończenia,  gdy po odbiór pierwszej nagrody w klasie jachtów zatokowych wystąpił kapitan s/y Bryzg-u, a może Bryzy? nie pamiętam. Mam za to do dzisiaj  przed oczyma załogę prowadzoną przez wysokiego, zwalistego i dającego się zapamiętać głośnym zachowaniu żeglarza  – „Zuzę” Krzysztofa Smużyńskiego, przypominających  raczej korsarzy, może jednak trafniej rybaków wracających z połowów. Wyglądali jak wszyscy żeglarze na gdyńskim basenie. Styl ten obowiązujący w tym czasie,  nie był wynikiem naszego upodobania estetycznego. Wszak to była PRL-wska bardzo szara rzeczywistość.

Z takim wyobrażeniem przyjęty zostałem w szeregi YKP-u, do Klubu o historycznym  rodowodzie, starszym od Gdyni – mojego miasta. Żeglarska przygoda, którą rozpocząłem w Y.K. „STAL”  w 1960 roku pozwoliła zapoznać się i zaprzyjaźnić z kilkoma żeglarzami regatowymi YKP,  kpt. Geniem Kossakowskim startującego na Dragonie, Grzesiem Pacholskim ze Stara czy Maćkiem Kijewskim. Bliską osobą,  też z Dragona, był Kostek Sawczuk, z którym zamiłowanie do żeglarstwa dublowaliśmy w narciarstwie. Szczególnie wspominam spotkania w kursie narciarstwa wysokogórskiego w Dolinie Pięciu Stawów Polskich 

Snując sobie wspomnienia o YKP w Gdyni, które  dla mnie zaczęły się jesienią 1976 roku, trudno uwolnić się od emocji. Wszak to 47 lat nie tylko mojego życia, ale losy bardzo wielu pasjonatów żeglarstwa, przypadkowych osób zauroczonych żeglarstwem,  poświęcających jemu cząstkę swojego życia, jak i osób,  które stały na uboczu poza klubowym środowiskiem, a wspierali naszą żeglarską pasję  realizowaną w YKP-ie. Wybrzmiewa to patosem? A niech tam,  żeglarstwo budzi  emocje również takie i nie trzeba się przed tym zapierać. Pora  jednak przyhamować te stany i wrócić do opowieści.

Pewnego letniego dnia 1976 roku,  w czasie rodzinnego spaceru oczywiście na basenie żeglarskim napotkany znajomy żeglarz, ceniony kapitan nie tylko jachtowy pan Stanisław Jurzyk, zachęcił mnie do zgłoszenia swej kandydatury na  stanowisko kierownika Ośrodka Sportów Wodnych, Polskich Linii Oceanicznych.  Struktury organizacyjnej w ramach Zakładu Socjalnego tego przedsiębiorstwa będącej zapleczem materialnym Yacht Klubu Polski w Gdyni,  stąd rozszerzona nazwa klubu  – przy PLO.  Po szybkiej mojej decyzji i akceptacji mojej osoby przez Dyrekcję PLO, jak i Zarządu Klubu, zostałem zatrudniony na tym stanowisku. Jednocześnie Zarząd Klubu  zatrudnił mnie jako kierownika Klubu.  Wstąpiłem do YKP, a od stycznia 1977 roku zostałem przez  Zarząd Klubu włączony do jego składu. Powierzono mi funkcję sekretarza. Te zdarzenia tłumaczą moją obecność w YKP-Gdynia do dnia dzisiejszego.

Siedzibą YKP przy PLO były wówczas dwa baraki, okupacyjna spuścizna na terenie przylegającym do basenu żeglarskiego. Po przywołanym budyneczku klubowym, acz piętrowym pozostało wspomnienie, często powracające w klubowych rozmowach jego członków jako o miejscu codziennego żeglarskiego życia, klubowych imprez i balów. Powracano przy tym również do zdarzeń przykrych jakim było wyrugowanie  Klubu z   własnej siedziby, którą YKP posiadał od czasu swego powstania. YKP uzyskał swą pierwotną siedzibę nad basenem żeglarskim w Gdyni z mocy jej nadania przez Prezydenta R.P. prof. Ignacego Mościckiego.

Środowisko Yacht Klubu Polski w Gdyni tworzyli żeglarze bardzo aktywni i liczni – patrząc z dzisiejszego wieloletniego oddalenia. Formalnie natomiast, klub liczył ponad 1200 osób. Z dużym zażenowaniem spoglądam na obecną ilość naszych członków.  Łatwo  dostrzegało się  dużą zażyłość między nimi, której spoiwem było żeglarstwo. Mimo ukierunkowanej  pasji, życie klubowe toczyło się przez okrągły rok. Animatorów dostrzec można było wśród opiekunów jachtów oraz grona żeglarek. Wspomnę Ewę Vogt,  Julitę Palczyńską, które swój związek z Klubem utrzymały do dnia dzisiejszego oraz Dankę Bombę. Jej aktywność przerwana została emigracją do Nowej Zelandii. Wspomnieć również należy Panią prowadzącą bufet klubowy. Była to osoba będąca życzliwą dla klubowej młodzieży w sprawach t.zw. życiowych, i nie tylko ze wsparciem wychowawczym.  Charakterystycznym rysem społeczności klubowej była rodzinne uprawianie żeglarstwa. W pamięci pozostały rodziny Smużyńskich, Kossakowskich, Milewskich. Kolejne tworzyła klubowa młodzież. Warto pamiętać o tej niepodkreślanej wartości żeglarstwa.

Relacje Klubu z PLO odpowiadały małżeństwu zawartemu z rozsądku.  Poprawne !!  -nieoficjalnie ze strony pracowników Zakładu Socjalnego widziano Klub jako dodatkowe obciążenie pracą i odpowiedzialnością i uszczupleniem socjalnego budżetu, a nasi żeglarze szczególnie starszego pokolenia cenili swą żeglarską działalność tak wysoko, że uznawano, iż PLO zostało zaszczycone, mogąc finansować klubową działalność i łączyć swą nazwę z YKP. Takie postawy dostrzegłem przystępując do pracy. Radykalne poglądy w tej sprawie niektórych członków, doprowadziły te osoby do zaniechania swej działalności w YKP przy PLO. Stworzyli własny klub  p.n. Fregata jako klub żeglarski PTTK.

Moje zabiegi dla wspólnego działania na rzecz żeglarstwa obu stron, z biegiem czasu dały oczekiwane efekty nie tylko w relacjach międzyludzkich, ale w wymiernym i materialnym a oczekiwanym przez członków klubu – w postaci żeglarskiego dobra. Bardzo korzystny wpływ na poprawę klimatu, miało zainteresowanie Dyrektora Grembowicza – Naczelnego PLO oraz zrozumienie żeglarstwa ze strony Dyrektora Zakładu Socjalnego pana Ryszarda Witowskiego. Zarząd Klubu również uznał potrzebę świadczenia na rzecz patronackiego przedsiębiorstwa w ramach swej szkoleniowej i sportowej żeglarskiej działalności. Stąd spełniać zaczęły się obustronne oczekiwania.

Dla pełnego zobrazowania działalności Klubu z tego czasu tj.1976 roku, należy wspomnieć o nazwanej przeze mnie, „misyjnej” działalności Klubu. Mam tu na myśli tworzone przez Zarząd oddziały Klubu, działające poza terenem klubowej podstawowej działalności. Były to oddziały: Zakładów Elmor w Gdańsku (obecna siedziba Klubu Neptun), Stoczni Remontowej Nauta w Gdyni i Przedsiębiorstwa Połowowego Koga w Helu. 

Pierwszy posiadał już w 1976 roku własną osobowość prawną. Pozostałe dwa zakończyły swą formalną oddziałową działalność. Wyłącznie żeglarze z Nauty przyłączyli się do podstawowego Klubu, a ich jacht „Jan z Kolna”  pozostał na stanie Stoczni Nauta, a użytkowane w Oddziale Koga dwa Nefryty zostały złomowane.

Pora opisać Ośrodek Sportów Wodnych oraz przybliżyć wizerunki osób w nim zatrudnionych. Pominę swoją osobę. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności, lub z woli  Opatrzności moją działalność można omówić ze mną, dzisiaj jeszcze na bieżąco w dwustronnych kontaktach.

Od pierwszego zapoznania się, zwracała uwagę osoba inspektora technicznego pana

inż. Władysława Wysockiego w naszej ośrodkowej ekipie. Dla wszystkich w klubie był panem Władysławem, a dla młodzieży panem Inżynierem. Były Dyrektor Puckich Zakładów Mechanicznych, człowiek o bogatym życiorysie i dużym doświadczeniu technicznym, szczególnej osobowości i wysokiej kultury osobistej. Bez przesady – był człowiekiem renesansu. Oprócz swoich zawodowych kwalifikacji, pisał i malował. Myśląc o panu Władysławie przypominają mnie się dwa epizody. Zmierzaliśmy Witeziem na Hel w celu sfinalizowania spraw z oddziałem Koga. Załoga w składzie Pan Władysław, Michał Pankowski  – gł. Księgowy Zakładu Socjalnego PLO, nasz bosman Geniu Daga no i ja. Słaby wiatr. Geniu przy sterze, my pod pokładem rozmawiamy popijając kawę. Pan Władysław przerywa rozmowę opowiadaniem dowcipu, miał ich zawsze w zanadrzu na każdą okazję. Zarechotaliśmy z Geniem pospołu. Leniwie kontynuowaliśmy żeglugę. Radosny śmiech przerwał po kilku minutach jachtowy spokój. To pan Michał z radosnym obliczem oznajmił, że „poniał” puentę inżynierskiego dowcipu. Kolejny to, bankiet w Klubie  na pożegnanie pani Krystyny Chmielińskiej – z-cy gł. księgowego PLO i naszej klubowej gł. księgowej z przełomu lat 80. Spóźniamy się z panem Władysławem na bankiet. Atmosfera już gorąca po kilku toastach, gwarno. Wchodzimy, sala milknie, zamiast laudacji na cześć pani Krystyny, pan Władysław zwrócił się do mnie donośnym głosem „ spójrz pan, księgowi to też ludzie”.  Obecni gruchnęli gromką aprobatą, uznając to stwierdzenie z radością. Taki został w mojej pamięci pan Władysław. Rubaszny, wesoły z dużą  techniczną wiedzą, połączoną z umiejętnością praktycznego jej wykorzystania i zastosowania w żeglarstwie. Życzliwy żeglarzom i wspierający ich dążenia w ramach klubu w sposób  wyraźnie przekraczający zakres obowiązków z tytułu zatrudnienia. Stan pracowników, który zastałem w Ośrodku dopełniali, wspomniany wyżej Bosman,  zaopatrzeniowiec – magazynier Henio Sobański oficer pokładowy PMH z pozbawionym prawem pływania, mechanik Lech Kafel i szkutnik Andrzej Szkodziński oraz na pół etatu, czterej dozorcy.

Uzupełniali ten skład, Lech Ryterski, mgr inż chemii i kapitan jachtowy, zatrudniony elektryk, kolejny bosman Michał Maciejko, magazynier p. Falba, trafiały również osoby na pół etatu wspierające spełnianie rozbudowywaną biurokrację na rzecz naszej socjalnej PLO – wskiej centrali.

Zadania nałożone na Ośrodek  ( używano skrót – OSW) obejmowały cały zakres prac z utrzymaniem gotowości technicznej i eksploatacyjnej obiektu, jachtów morskich, łodzi klas olimpijskich i przygotowawczych oraz całej infrastruktury zabezpieczającej działalność szkoleniową klubu. Z własnej inicjatywy organizowałem obozy żeglarskie i narciarskie dla  dzieci ze szkółki żeglarskiej, wykorzystując między innymi moje uprawnienia do szkolenia narciarskiego jako instruktor narciarski z międzynarodową licencją. Problemy inwestycyjne również rozwiązywał Ośrodek. Użyłem określenia „problemy”, gdyż w realnym socjalizmie już najprostsze zakupy sprawiały problem!, a co dopiero nabycie łodzi żaglowych, jachtów morskich, motorówek czy budowa obiektu klubowego z warsztatami – szkutniczym, mechanicznym, hangarem i pomieszczeniami szkoleniowymi, socjalnymi i biurowymi.

Przedsięwzięcia o tej skali, wypracowane zostały wysiłkiem ludzi zaangażowanych w żeglarstwo w PLO od Dyrektora Naczelnego, Szefostwa Inwestycyjnego, Socjalnego, Księgowości  oraz  licznego i szerokiego kręgu pracowników na różnych stanowiskach sprzyjających żeglarzom.  Ze strony klubowej,  klimat i zrozumienie dla YKP – owskich potrzeb w sposób szczególny budował w PLO, komandor Klubu kpt.ż.w. Stanisław Jurzyk. Wspomniałem  o Jego roli  już wcześniej, ale starania komandora Jurzyka o pozyskanie nowych jachtów i nowego obiektu były dla Niego pierwszoplanowym zadaniem. W zmaterializowaniu się pozyskanych środków inwestycyjnych poczesne miejsce zajął kpt. j. Gienek Kossakowski organizując grupę przyjaciół z Dyrektorem Stoczni Nauta, która wywalczyła w Zjednoczeniu Morskich Stoczni Remontowych (stocznie jachtowe podlegały temu zjednoczeniu) zgodę na zakup nadwyżek eksportowych Stoczni Jachtowej w Gdańsku  i Stoczni Jachtowej w Szczecinie. W tym działaniu okazało się przydatne moje uprzednie zatrudnienie w tym Zjednoczeniu. Tym sposobem do Klubu trafiły jeszcze za kadencji Kmdr Stanisława Jurzyka, jachty ze stoczni w Szczecinie, typu Carter – s/y Wezyr, turystyczny – s/y Krab, oraz 5 małych, śródlądowych z 10 m² żaglem i kabiną. W następnej kadencji, której komandorem Zarządu został  j. kpt. ż. w. Stefan Domański, Klubowi  udostępnione zostały jachty, s/y Kneź – pełnomorski jacht 2 t. regatowy typu Petersson, s/y Bryt i s/y Bezan – regatowe jachty w żegludze zatokowej i przybrzeżnej typu 1/4 t. – typu Petersson oraz 2 Difuory  s/y Bonza i Bras.  Szczególny wyczyn organizacyjny to sprowadzone z importu: jachtu klasy olimpijskiej Soling dla Zygi Perlickiego i katamaran klasy Tornado, włączonej do rozgrywek olimpijskich. Zakupy łodzi przygotowawczych  i olimpijskich produkcji krajowej były bardzo liczne, ale wykorzystywane do celów szkoleniowych z powodu ich niskiej wartości regatowej.

Wspomnieć należy o wybudowaniu w Ośrodku jachtu klasy Nefryt s/y Bryza. Przedsięwzięcie prawie heroiczne, przypominając sobie o braku możliwości nabycia jakiegokolwiek materiału i wyposażenia.

Zamykając wątek o OSW, wspomnę o jego szkoleniowej pracy. Wyrazem jej była szkółka żeglarska – obozy żeglarskie w Szarlocie dla dzieci pracowników PLO,  przygotowująca zaplecze dla klubowego szkolenia regatowego oraz obozy narciarskie dla zainteresowanej młodzieży. Szybko wszyscy przywykli, tak moi PLO-wscy zwierzchnicy jak i działacze klubowi, że to  ośrodkowy obowiązek. Męcząc się z tym tekstem mogę bez konsekwencji ujawnić, że to tylko moje skłonności szkoleniowe i pasja do żeglarstwa i narciarstwa były tego powodem.

Szczególnie istotną rolę w klubie spełniali Koledzy zajmujący funkcje opiekunów jachtów. Ich oddziaływanie i wpływ na działalność klubu był wyjątkowo cenny. Pozycja tych Kolegów wynikała z łożonego ogromu pracy na rzecz jachtu oddanego pod ich opiekę. Aby temu sprostać, opiekun jachtu musiał posiadać wysokie kwalifikacje i doświadczenie żeglarskie, ale i cały zespół talentów, że wymienię: organizacyjnych, psychologicznych, technicznych i rzemieślniczych. Musieli posiadać lub zdobyć autorytet u  klubowych żeglarzy. Stąd większość z nich obejmowała również funkcje członków Zarządu Klubu. Podkreślić muszę, że praca dotycząca obowiązków wynikających z pełnienia tych funkcji była uzupełnieniem ich podstawowej działalności żeglarskiej, szkoleniowej, prowadzenia rejsów i udziału w regatach morskich.

Wyłaniają mnie się z mglistego wspomnienia, takie Postacie jak: Gienka Kossakowskiego związanego z Tajfunem, Witeziem II, i Wezyrem, Władka Beyera z Tajfunem i Kneziem – zwłaszcza z nim, Adasia Romanowicza z Blizzardem, którego pożegnaliśmy przedwcześnie, Maćka Kijewskiego i Wojtka Mikienko z Bonzą,  Piotra Gondeckiego z Lotnym , który wyjechał do Warszawy,  a opiekę nad jachtem przejął Janek Goździkowski, będący dzisiaj kmdr Janem Goździkowskim, kolegę Vogta ze Stoczni Nauta – z „Janem z Kolna”, Witka Górskiego z Kwarkiem, Wiesia Tarełkę z Krabem, Mirka Stańczuka z Brasem i Bezanem, Adama Liśkiewicza z Bezanem, Konrada Smolenia z Bezanem – obecnie armatora dwóch pięknych jachtów regatowych klasy  ORC Int., Mietka Brügemann i Zdzicha Cwalinę, którzy zaczęli swoje role opiekuńcze od Nefrytów, a doszli do Wezyra i Knezia, Lecha Ryterskiego z Krabem. Wojtka Marczewskiego opiekuna szalupy żaglowej, którą Zarząd powierzył młodemu wówczas żeglarzowi, realizując w ten sposób klubowe zadania wychowawcze, mające na celu okiełznanie wybujałego temperamentu Wojtka. Odszedł od nas tragicznie, topiąc się na basenie żeglarskim… będąc  bosmanem s/y Norda.

Dziewczyny również pełniły tę funkcję. Beata opiekująca się jednym z naszych Nefrytów, a następnie Lotnym, niestety już Jej z nami nie ma  oraz Julita Palczyńska opiekująca się  Krabem. Tu wyróżnię dokonanie Julity z synem Patrykiem w załodze na Krabie w regatach Gdynia – Władysławowo – Gdynia:  Wygranie swej grupy w tych trudnych regatach to godny wyczyn.

Pamiętliwe to zdarzenie dla mnie i sądzę, że również dla pozostałych załóg, które dostały wówczas przysłowiowe „bańki”.

Wszyscy Oni przysporzyli Klubowi dużo dobra w tym w regatowej rywalizacji, zdobywając wiele pucharów i mistrzowskich tytułów.

Nieskromnie wspomnę o moim zaangażowaniu na funkcji opiekuna Wezyra, Bryta i do dzisiaj Aquili, którą wybudowałem w Klubie ze wsparciem Kolegów z załóg żeglujących na Brycie oraz Zygi – mojego brata, a obecnie przekazanej mnie za symboliczną złotówkę przez Zarząd Klubu. Istotne wsparcie uzyskałem w laminowaniu kadłuba, ze strony marynarzy rosyjskich z fregaty, budowanej w Stoczni Gdańskiej  /pominę jej urzędową nazwę z tego okresu/. Pomocy udzielił Walery – II oficer wspomnianej fregaty. Znajomość nasza pozostała ze wspólnego żeglowania na jachcie „kmdr Bering” w regatach z Władywostoku do Muroranu w Japonii i powrotem do Nachodki, na wschodniej granicy Rosji.

Morska działalność w Klubie w latach stanu wojennego wypalała się.  Powołanie Morskiego Ośrodka Szkolenia Regatowego przez Komisję Morską PZŻ  i powierzenie jego prowadzenie Yacht Klubowi Polski w Gdyni, spowodowało że my morscy żeglarze regatowi otrzymaliśmy ramy organizacyjne i motywację do uaktywnienia się. Wyrazem tego to ilościowy i jakościowy rozwój morskiego żeglarstwa regatowego jachtów klasy JOR 1/4 t. Stąd morskie żeglarstwo regatowe w Klubie przedłużyło swoją obecność na kolejne lata.

Szefem  Morskiego Ośrodka Szkolenia Regatowego został Zygfryd Perlicki, będący bez pracy z powodu zwolnienia go ze Stoczni w Gdyni za działalność związkową w „Solidarności”. Jego kwalifikacje i doświadczenie regatowe złączone z Jego pasją żeglarską dały podstawy i gwarancje postępu regatowego. Miernikiem tego stanu to wybudowanie w naszym Klubie dwóch jachtów regatowych klasy 1/4 t i powierzenie YKP-Gdynia na wodach Zatoki Gdańskiej na nasz wniosek, organizację Mistrzostw Świata jachtów klasy JOR 1/4 t. w 1995 roku. Wspomnieć należy stałe uprawnienie, do corocznego organizowania Morskich Żeglarskich Mistrzostw Polski nadane YKP w Gdyni przez Zarząd Główny PZŻ.  Za stworzeniem tego Ośrodka stał ówczesny vice prezes ds. morskich PZŻ Bogdan Olszewski.  Obecność MOSR w naszym Klubie, zapewniała w trudnych czasach przełomu lat 80/90-tych ubiegłego wieku, środki finansowe na pokrycie podstawowych   kosztów utrzymania Klubu. Natomiast wyrazem nowych czasów po politycznych przemianach w kraju, to jacht Scorpio kupiony we Włoszech przez prywatnego armatora – członka naszego Klubu z tytułem mistrza świata w klasie Mikro.

Żeglarstwo regatowe klas przygotowawczych i olimpijskich było stałą troską Zarządu Klubu. Nie do pokonania był problem zatrudniania kadry szkoleniowej, limitowany przez Wojewódzki Wydział Kultury Fizycznej i Sportu.  YKP przy PLO otrzymywał jeden etat. Ta regulacja nie pozwalała na wykorzystanie posiadanego przez klub sprzętu i organizacyjne uporządkowanie szkolenia regatowego.

Wspomnę, że pierwsze osiągnięcie młodych polskich żeglarzy po wojnie w klasach przygotowawczych było zdobycie przez załogę Stasia Stefańskiego z YKP Gdynia tytułu wicemistrzów świata w klasie Cadet. Staś to późniejszy olimpijczyk w regatach kilońskich w załodze Solinga Zygi z Józkiem Błaszczykiem, też wywodzącym się z n/Klubu.

Wysoki poziom regatowy załóg cadetowych w Klubie w latach 50-60 -tych   wypracowywał Juliusz Sieradzki., który otwiera listę YKP -ich olimpijczyków. (w 1936 r. udział w olimpiadzie)

Pracę szkoleniową podejmowali w Klubie, zastana przeze mnie pani Krystyna Sachetti, następnie Andrzej Gotowt, Mirek Stanczuk, Marek Kreft,  Pędrakowski. Nie pamiętam nazwiska. Pawła, który rozpoczął pracę w YKP po studiach. Trener obdarzony szczególną osobowością i talentem do szkolenia dzieci. Zauroczony pływaniem na „deskach”. Przy bogatym warsztacie szkoleniowym budował nadto trenażery do pracy na lądzie. Deski żaglowe odpowiadające dzieciom swoją wielkością. Mam przed oczami Jego z ciągnącymi się za nim dzieciakami, krok w krok. Jego obecność w klubie przerwał rejs na Wezyrze do Szwecji z Mirkiem Stańczukiem  i dwoma innymi żeglarzami. Troje z nich zostało w Szwecji.

Dalsze losy Pawła to temat opowieści polityczno – romansowej.

Trudny, ale skuteczny rozwój w Klubie omawianego żeglarstwa regatowego następuje z początkiem lat 90 -tych. Kolejni trenerzy to  Leszek Dubiela, Andrzej Butowski i tak doszedłem do obecnie współpracujących z Klubem trenerów. Ich praca i osiągane efekty wyrażające się wynikami najwyższej miary mistrzostw Polski, Europy, czy nominacjami olimpijskimi budzą szacunek. Szczególne uznanie należy kierować do młodych żeglarzy naszego Klubu za wytrwałość treningową i osiągane mistrzowskie umiejętności regatowo – żeglarskie.

Z przestrzeni lat pozostało mi w pamięci niewiele nazwisk. Zapamiętane to: Marek Kreft na Finnie, Mirek Stańczuk z Tornada, Jacek Ludwiczak i Pędrakowski żeglujących na Solingach, następnie już młodsze pokolenie wykształcone w Klubie od szkółki żeglarskiej Kasia i Rafał Mołas, Asia Małkowska, Ala Dąbrowska, Agnieszka Pomaska – dzisiejsza pani Poseł.. Początkiem lat 90 – tych późniejsi olimpijczycy Marek Chocian ze Zdzichem Staniulem, oraz Darek Dołęga z załogą i Bohdan Goralski z załogą podjęli treningi w barwach naszego Klubu na łodziach klasy 470 oraz też olimpijczycy w klasie łodzi 49 Marcin Czajkowski z Krzysztofem Kierkowskim.

Penetrowanie pamięci w poszukiwaniu wspomnień prowadzonej samotnie jest uciążliwym zajęciem, a dokonywanie ich zapisu jest szczególnie męczące, a co dopiero  żeglarskich klubowych opowieści, które wymagają odpowiedniej aury, grona żeglarzy, dźwięku gitary z szantową melodią wzbogaconą kielichem wina, czy kufla z piwem.

Pora jednak przerwać zapisy naszej YKP-owskiej przeszłości. Pozostały tematy niepodniesione lub cieniutko zarysowane. Mam tu na myśli kolejne sprawy dotyczące naszego klubowego życia. Znajduję takie kwestie jak:

  • budowa obiektu klubowego.
  • przekazanie Polskiemu Związkowi Żeglarskiemu z naruszeniem prawa, przez Prezydenta Gdynia Krzeczkowskiego w latach  80-tych, terenu na którym jest posadowiony obiekt klubowy
  • morskie żeglarstwo regatowe i jego umiejscowienie w polityce klubowej.
  • program udziału klubowej załogi w regatach Pucharu Ameryki.
  • klubowi olimpijczycy.
  • regaty memoriałowe ku czci żeglarzy klubowych, którzy przeszli na wieczną wachtę.
  • bezpieczeństwo w żegludze regatowej i tragiczne następstwa na przestrzeni lat życia klubowego.
  • morskie regaty o Puchar Kmdr YKP Gdynia oraz Jesienne Regaty łodzi przygotowawczych i olimpijskich. Klubowe regaty weekendowe.
  • zestawienie jachtów balastowych i ich eksploatacja
  • bosmani klubowi.
  • komandorzy klubu.
  • życie klubowe jubileusze Klubu i bale klubowe.

Pracując nad tym tekstem otrzymałem sms od Tadeusza Biercia, w którym informował mnie, że zakończył w  pracę przy Kneziu. Sprawa codzienna w klubowej działalności. Skłoniło mnie jednak do wspomnienia tego zdarzenia i to, że Tadeusz (przepraszam za oficjalne spoufalenie się) jest zawodowym marynarzem, kapitanem żeglugi wielkiej, w tym też rybackiej oraz jachtowej, a 27.X. to dzień Jego patrona. Skłoniło mnie to, aby wspomnieć kapitanów, pracujących w PLO, a którzy w wolnych chwilach na lądzie poszukiwali morza z czasów młodzieńczych wyborów swej drogi życiowej. Pamiętam zwierzenie jednego z nich, z którym miałem przyjemność żeglować Wezyrem z Jastarni do Gdyni w letni dzień przy pięknej żeglarskiej pogodzie. Było to Jego pierwsze żeglowanie. Na moją informację o możliwościach otrzymania żeglarskich uprawnień kapitańskich stwierdził, że aby pływać pod żaglami należy zdobyć stosowną praktykę żeglarską. Morska  praktyka nabyta na dużych statkach ma zupełnie inny wymiar.

 Był to czas bez GPS-ów. Wspomniał też o wysokości nad poziom morza mostku kapitańskiego, a obecność morza na jachcie na wyciągnięcie ręki. Również to, że żegluga jachtowa uczy pokory i szacunku do morza. Te odległe fakty przypomniały mi stwierdzenie Zygi mojego idola żeglarskiego z racji Jego doświadczenia i osiągnięć żeglarskich, a także braterskiego starszeństwa, wypowiedziane przez niego w latach młodości: zanotował tę maksymę Dziennik Bałtycki w rubryce „Dzień dobry, co słychać” . Na pytanie co jest powodem, że żeglarze poświęcają tak dużo pracy na rzecz jachtów, Zyga stwierdził, że praca ta tworzy najlepsze warunki dla budzenia się żeglarskich marzeń.

W tym upatruję obecność kapitanów zawodowych na jachtach. W tym też znajduję stałą gotowość Tadeusza do klubowej pracy czy żeglugi szkoleniowej, jak i regatowej.

Taka konstatacja przewróciła moje przeświadczenie o pracy żeglarskiej. Jestem pewien, że praca na rzecz jachtów i żeglarstwa jest najwyższym stopniem żeglarskiego wtajemniczenia.

Z żeglarskim pozdrowieniem – Czesław Perlicki

Uzupełnione 19.08.2022 r. zapisem z Magazynu Akademii Morskiej nr 2/2021 ze wspomnieniami kpt. ż. w. Wiktora Czapp, członka YKP  w Gdyni z lat 1945 – 1950.

P.S. Moje  żeglarstwo  w YKP Gdynia  było początkiem mojej zawodowej pracy na rzecz tego sportu.

Było też kontynuacją mojego sportowego żeglarstwa, którego uprawiać zacząłem  w Jacht Klubie „STAL” Gdynia w 1960 roku, pływając na łodziach klasy olimpijskiej „STAR”. Chronologię  mojego regatowego żeglarstwa przedstawia „Zestawienie wyników od 1960 roku do dnia dzisiejszego t.j.2022 r. Oczekuję kolejnego sezonu regatowego na s/y AQUILA.

Gdynia 15.12.2022 r.

Aktualności

Kategorie